Kto tu dowodzi?
Imię:
Ewa
Nazwisko:
Binda
Wykształcenie:
Absolwentka japonistyki. Moja droga zawodowa jest dość nieoczywista, ale gdy „zrobiłam” swoją pierwszą książkę, nie chciałam już przestać.
Waga:
Proszę o inny zestaw pytań.
Funkcja:
Słowna Agentka do Z(a)dań Specjalnych. Zapewniam, że po kontakcie ze mną nie będziesz ani wstrząśnięty, ani zmieszany.
Misja:
Choć mam łagodne serce, działam bez ogródek – namierzam je moim laserowym wzrokiem, a potem jednym kliknięciem myszki przenoszę w niebyt.
Działam tak, żeby nie zostawiać śladów ani ofiar – na podium zostaje ON: bezbłędny tekst.
To, co robię, można by określić jako „korekta tekstów”, „redakcja” i „copywriting” – ale moja misja sięga znacznie głębiej. Chcę, żebyś Ty także został Słownym Agentem i olśniewał bezbłędną polszczyzną.
Doświadczenie
W branży wydawniczej działam od 16 lat. Przez 5 lat na etacie jako redaktorka – w wydawnictwie Park i w Wydawnictwie Szkolnym PWN – a później pod pseudonimem Centrum Korekty.
Cały czas czytam, szperam w słownikach i wygładzam słowa.
-
Słabe punkty
Perfekcjonizm, przesadna miłość do słodyczy, wynajdywanie błędów podczas lektury – nawet tej dla przyjemności. -
Mocne strony
Testy Gallupa wykazały, że są to: 1. Osiąganie; 2. Dyscyplina; 3. Empatia; 4. Uczenie się; 5. Odpowiedzialność.
Przy mnie będziesz bezpieczny.
Jak to się wszystko zaczęło
Powiem więcej: nie jestem polonistką.
Właściwie o mojej drodze zawodowej zadecydował kompletny przypadek…
Pochłaniaczka książek
zamiast poprzestać na pierwszym.
No więc dlaczego jestem w tym miejscu i jak się to stało, że od 16 lat tropię językowe usterki i rzeźbię bezbłędnie obłędne teksty?
Kiedy wybierałam kierunek studiów, rozważałam różne opcje – polonistyka też pojawiła się wśród typów, ale ostatecznie zdecydowałam się na inną „-istykę”: chciałam poznawać Daleki Wschód i dlatego postawiłam na filologię japońską.
Uwaga na krowę
Ale wtedy nie miałam jeszcze pojęcia, że zamiast pracy w ambasadzie czeka mnie zupełnie inna kariera.
W międzyczasie wyjechałam na roczne stypendium do Osaki – to był rok pełen podróży i – jak możesz się domyślić – kulinarnych doznań (czy Ty też uwielbiasz sushi? Moim top #1 jest unagi, czyli węgorz – wszystko przez słodki sos kabayaki, który tak rozkosznie rozpływa się w ustach…).
Fabryka wzywa
Wydawało mi się całkiem naturalne, że skoro skończyłam japonistykę, moja praca MUSI mieć z tym związek.
a) pracę w firmie motoryzacyjnej, która ma kontakty handlowe z Japonią;
b) założenie fartucha i zostanie sushi masterem.
I właśnie w ten sposób znalazłam się na stażu w dziale jakości producenta systemów hamulcowych, a potem wyjechałam na kilka miesięcy do fabryki Sharpa pod Toruniem, gdzie pracowałam jako tłumacz ustny (weź pod uwagę, że mieszkam w Bielsku-Białej, więc w odległości jakichś 434 km od tego zakładu, no i byłam wtedy młodą mężatką).
Spoglądałam na taśmę, po której sunęły ekrany plazmowe, w kombinezonie od stóp do głów (aby broń Boże nie zapaskudzić ekranów jakimiś paprochami).
To się nie mogło udać
Stanęłam pod ścianą: mogłam albo szukać na siłę jakiejś firmy bliżej domu, albo spakować walizki i ruszyć w świat. Ale cała moja rodzina mieszkała właśnie tutaj. Nie chciałam wyjeżdżać.
Bo jak się możesz domyślić, praca w fabryce to nie był szczyt moich marzeń.
O wszystkim zadecydowało ogłoszenie w gazecie
Pewne bielskie wydawnictwo szukało asystentki redaktora naczelnego.
Poszłam za głosem mojego humanistycznego serca i wysłałam zgłoszenie.
[kurtyna – oklaski – łezka w oku]
Statystyki